O tym, że pieniądze można stracić w jednej chwili nawet w czasie trendu wzrostowego na szerokim rynku mogli ostatnio przekonać się akcjonariusze dwóch powyższych spółek. W przypadku Orange w połowie ubiegłego miesiąca pretekstem wystarczającym do załamania kursu było info o niewypłaceniu ( chyba po raz pierwszy w historii )dywidendy za poprzedni rok.
W przypadku zaś Briju zapalnikiem krachu "niespodziewanie" okazał się spadek skonsolidowanych przychodów ze sprzedaży w styczniu w stosunku do analogicznych rok wcześniej o 74,4%.
W międzyczasie na kilku blogach pojawiły się analizy dotyczące Briju z których wynika, że właściwie już wcześniej występowały sygnały świadczące o pogarszaniu się sytuacji w spółce jak na przykład z dnia 7 lutego o sporych transakcjach pakietowych w których właściciela zmieniło 13,5% akcji.
Ponieważ ostatnio często obserwuję forum bankiera poświęconego Briju, zauważyłem charakterystyczne zachowanie, które jest typowe dla osób inwestujących bez planu wyjścia ze stratnych pozycji. Z jednej strony mamy osoby, które straciły nawet 70% środków zainwestowanych w papier, z drugiej zaś cała grupa doradców wskazująca różne sposoby rozwiązania problemu. Pojawiają sie np. tak egzotyczne pomysły jak uśrednianie ceny, czyli zakupu przecenionych akcji w celu obniżenia średniej ceny nabycia jednej akcji. Takie "porady", swego czasu często pojawiały się w książkach amerykańskich autorów jako dobry sposób na przeczekanie gorszej koniunktury. Zapomina się przy tym, że kurs może ostatecznie spadać dłużej niż wynosi zdolność zakupowa najbardziej nawet zdesperowanego inwestora.
Kolejny pomysł (nie wiadomo, czy jeszcze bardziej nierozsądny), to trzymanie akcji, bo przecież dopóki nie ma sprzedaży, to strata jest czysto papierowa?! Myślę, że obie propozycje pozostawię bez komentarza ze względu na szacunek, jakim darzę czytelników bloga.
Warto przy tym zauważyć, że tak popularne narzędzia jak stop-loss w przypadku gwałtownego załamania kursów poprzedzonego ogromną luką na otwarciu rzadko działają, z czego nie zdaje sobie sprawy wielu amatorów szybkich zysków. W związku z tym pozycje trzeba zamykać z ręki akceptując stratę. Ponieważ przeciętny inwestor amator często ma nadzieję na odwrócenie niekorzystnej tendencji ( przyznanie się do porażki zwłaszcza przed samym sobą powoduje ból, którego chcemy uniknąć) ostatecznie zostaje z akcjami, z którymi nie wiadomo tak naprawdę co zrobić.
Jest tylko jeden sposób aby nie wypaść z gry. Większość graczy nie stosuje metod zarządzania wielkością pozycji i dlatego w przypadku nieprzewidzianych okoliczności ( np. takich jak np.opisane wyżej ) wcześniej, czy później zostaje wyrzucona z rynku. Ale o sposobach poradzenia sobie z tym problemem postaram się napisać w jednym z kolejnych postów.
artykuł fajny, czekam na dalszą część ale widzę 1 zasadniczy błąd. pisze Pan, że sprawa dotyczy inwestora amatora. nie zgadzam się. sprawa dotyczy każdego. może nie każdy wtopił 70%, ale incydent na minus 40-50% na jakiejś spółce każdy ma w swojej historii, zawodowcy także.
OdpowiedzUsuńnie jestem zawodowcem, w zasadzie dożo bliżej mi do amatora choć bawię się już dobrych kilka lat.
wg mnie właśnie czas ma tu wielką rolę. nauka, czas i zrozumienie swoich ułomności.
zgadzam się, że tak zachwalane przez niektórych doradców SL wcale nie są lekarstwem na wszystko. każdy wypracować musi swój system, zasady.
ja trzymam się płynnych papierów i podziału na różne spółki, także sektorowo.
Pana teza, że po spadkach trzymanie akcji jest złe wcale nie jest taka bez dyskusji.
np. stratne akcje stanowią 5% portfela, spadły -50% wiec 2,5% portfela. można sprzedać jak Pan sugeruje. ale nawet gdyby spadły do -75% to daje -1,25% portfela wg mnie do przeżycia i (świadomie) można zaryzykować.
wyliczenia są dla założenia, że kupiliśmy na górce, przy założeniu że na akcjach był wypracowany zysk daje jeszcze mniejsze znaczenie %.
pirx
Dziękuję za komentarz. Oczywiście, że duże i niespodziewane straty na akcjach pojedyńczej spòłki dotyczą nawet zawodowcòw. Cały problem polega na tym w jakim stopniu odczuł to cały portfel. W moim przypadku sprzedaję akcje w chwili, kiedy poziom portfela obniża się o nie więcej niż 1% podczas zwykłego spadku kursu a nie krachu. Natomiast w sytuacji tąpnięcia akcje sprzedaję natychmiast w danym d iu nie czekając na to, co przyniesie przyszłość. Musimy pamiętać, że niespodziewany głęboki spadek często jest sygnałem, że insiderzy wykorzystują swoją przewagę wiedzy nad resztą uczestników i nie bawią się w konwenanse. A dlaczego odradzam trzymanie akcji, które dużo spadły? No cóż dziesięć lat temu wziąłem udział w prywatyzacji Getin Noble Bank. Z sentymentu akcje trzymam do tej pory...Mówiąc poważnie głównym powodem sprzedaży akcji spółki która mocno spadła jest ryzyko, że jej kurs może długie lata szorować po dnie lub skończyć swój żywot całkowicie. Znamy dziesiątki takich przypadków. Na giełdzie musimy brać rzeczy takie jakimi są a nie takimi jakimi się wydają. Lata inwestowania przekonały mnie, że branie ślubu z akcjami spółek zwłaszcza słabo rokującymi wcześniej czy później kończy się nieprzyjemnym rozwodem. Pozdrawiam - Adam.
OdpowiedzUsuńWażna jest również płynność spółek. Kupować tylko te, które mają większy obrót. Dziwię się, że ludzie kupują spółki z obrotem poniżej 100 tys. Kupując taką spółkę z reguły trzeba podnieść cenę kupna o kilka % i sprzedając trzeba obniżyć cenę o kila %.
UsuńA w razie paniki na giełdach nie ma komu jej sprzedać albo ustawiają się 30% niżej.
Adam a TY obserwujesz notowania od 9 do 17 online? Czy zasiadasz sobie pod koniec sesji i obserwujesz, czy jakaś spólka kwalifikuje się do wycofania bo spada za dużo. Pytam się bo ja np.im dłuzej siedzie na online tym gorzej dla moich inwestycji bo czasami coś pozmieniam niepotrzebnie.
UsuńNie obserwuję notowań przez cały czas, to bez sensu. Jeśli pojawia się zauważalny spadek na spółce którą mam w portfelu to staram się zidentyfikować przyczynę choć często jest to niemożliwe. Jeśli kurs nie przebija istotnego wsparcia technicznego to jej nie sprzedaję. Owszem należy także brać pod uwagę płynność. Przy małej - w przypadku sprzedaży - zwykle trzeba zaakceptować mniej korzystną cenę. Reasumując monitorowanie spółek non stop to w moim przekonaniu strata czasu i nerwów. Dla przeciętnego amatora rzut oka na kurs jeden,dwa razy dziennie w zupełności wystarczy.
UsuńDla mnie kluczowym elementem w inwestowaniu jest bogactwo portfela. Jeśli mamy 3-4 spółki w portfelu to przy ich spadkach odczuwamy ogromny spadek wartości portfela. Natomiast przy kilkunasta czy kilkudziesięciu spółkach w portfelu ten spadek będzie mało zauważalny.
OdpowiedzUsuńWiele zależy od tego jaki udział względem całości portfela mają te spółki. Jeżeli ich łączny udział nie przekracza 30-40% to nie ma problemu.
UsuńNo tak, ale tak samo ze wzrostem. Jeżeli mamy tylko 4 spółki ale w mocnych trendach wzrostowych to portfel odczuwalnie urośnie. A jak mamy kilkanaście spółek to te 4 spółki dynamiczne w ogóle mogą być nie widoczne albo lekko pchać portfel do góry.
UsuńWiec przy spółkach tzw lidarach hossy możemy zarobić nawet kilkaset% rocznie a przy spółkach z szerokiego rynku kilkadziesiąt % rocznie. Oczywiście w roku wzrostowym dla całego rynku.
Jakieś porażki zawsze będą.. nie ma się co nimi zniechęcać
OdpowiedzUsuń