Ostatnio zastanawiałem się nad tym, czy groźba zakończenia luzowania ilościowego w USA stanowi ryzyko dla amerykańskiego parkietu i jak to ryzyko ocenić.
Nowe rekordy S&P 500 z jednej strony cieszą, z drugiej zaś, niejeden inwestor zadaje sobie fundamentalne pytanie : ile czasu to jeszcze potrwa?
Pytanie z gatunku : chciałabym i boję się. Wiadomo nie od dziś, że kiedy gospodarka amerykańska kicha, to reszta świata dostaje zapalenia płuc. Oczywiście drukowanie pieniędzy kiedyś musi się skończyć. Pytanie tylko, co to może oznaczać dla światowych giełd w tym naszego rodzimego parkietu.
W obecnej sytuacji osobiście widzę więcej pozytywów, niż pojawia się ich w wielu ostatnich komentarzach. Po pierwsze - jak mówi giełdowa mądrość - kontynuacja dotychczasowego trendu jest co najmniej dwa razy bardziej prawdopodobna niż jego odwrócenie. Po drugie ustanawianie nowych historycznych rekordów przez S&P 500 jest oznaką jego siły a nie słabości, z czym wiąże się kolejne powiedzenie, że giełdy są w stanie wzrastać/spadać znacznie mocniej niż ktokolwiek jest w stanie to sobie wyobrazić.
I wreszcie po trzecie. Ustanawianie kolejnych rekordów powoduje sytuację, w której inwestorzy zajmujący krótką pozycję na S&P 500 ( przewidując spadki) ponoszą straty i w związku z tym są zmuszeni odwrócić pozycje na długie przyczyniając się tym samym do wzmocnienia trendu.
Spójrzmy na wykres w skali miesięcznej, gdyż najlepiej implikuje ona zachowanie indeksu w długim terminie. Popularny RSI, czyli wskaźnik impetu nie pozostawia wątpliwości, która ze stron ma przewagę. Co prawda znajduje się on w strefie wykupienia, tym nie mniej nie zwracałbym na to większej uwagi.
Bardziej istotna wydaje się kwestia linii trendu na oscylatorze. I dopóki nie zostanie ona przebita przez wykres linii RSI ( na co jak na razie się nie zanosi ), to długie pozycje powinny być w miarę bezpieczne. Oczywiste jest też to, że korekty niższego rzędu będą się zdarzały.
Analiza dotyczy prawdopodobieństwa odwrócenia trendu długoterminowego i nie należy jej odnosić do danych dziennych, które ze swej natury są dużo bardziej zmienne.